9.06.2017

Rozdział 7

  Był upalny skwar. Takiego lata rodzeństwo Pevensie i Ava nie czuli już od  paru lat, a Londyn  nie oferuje zbytni ładnej, słonecznej pogody.  Praktycznie zawsze towarzyszy deszcz, a od czasu do czasy pojawia się słońce. Lecz w Narni jest zupełnie inaczej. Odkąd Jadis została pokonana od zawsze panuje tu lato, a upały nigdy nie mają końca. Choć od czasu do czasu może spaść  kilka kropel deszczu. Te zapachy morza, słońca  przypominały dzieciom prawdziwe wakacje. Promienie słoneczne padały wprost na ich twarze, a uśmiech nie znikał. Wokół nich był las , który dawał choć trochę chłodnego powietrza, aż chciało się żyć! Od paru godzin Piotr, Zuzanna, Edmund., Łucja oraz Avalon wędrowali i wspinali się po ciężkich skałach.
-Daleko jeszcze?-spytała najstarsza z córek Ewy.-Nie daje rady!
-Jeszcze trochę. Musimy dojść do źródła wody , a wtedy...
-A wtedy chyba cię  zabiję!-przerwała Piotrkowi Ava, która miała już dosyć chodzenia i wspinania się między paprociami i skałami.
- O co wam chodzi?- Wspaniały popatrzył ironicznie na dziewczynę.
-Wędrujemy od ponad dwóch godzin. Może pora już odpocząć?-zaproponowała łagodnym tonem.
- Niech wam będzie! W tym miejscu rozbijemy obóz. Trzeba się  sprężać, bo zaraz zapadnie zmierzch.
Na pomysł Piotra każdy pokiwał głową co miało oznaczać zgodę.
- To od czego mamy zacząć?- spytała Zuza.
-Ty wraz z Avą pójdziecie po wodę, a ja i Edmund po drewno na ognisko, a ty Łucja możesz poszukać coś d jedzenia.
-Zaraz, zaraz!-zawołała Avalon.- Po wodę? A nie możemy się zamienić rolami?-spytała zdesperowana. Wiedziała jakie są konsekwencje kiedy dotknie wody. Bracia odwrócili się zdziwioną miną i popatrzyli na brunetkę.
-Przecież to tylko woda.-powiedział Edmund.-Nic ci się nie stanie, najwyżej się zamoczysz.
-Ale ja nie mogę!-wykrzyknęła. Nie mogła zdradzić swojego sekretu.
-Niby czemu?-zapytał Piotr.
-Bo.... ja się boje wody.-odparła
Bracia się popatrzyli na nią jak na idiotkę. Czy ona postradała zmysły? pomyśleli.
-Woda nic ci nie zrobi, co najwyżej to zmoczy i tyle.

               
***
Z PERPEKTYWY AVALON
 
 
  Nie podobało mi się to. Starałam się przekonać Piotra, ale był na tyle uparty, że nic z tego nie wyszło. Szłyśmy już dobre dziesięć minut do morza.  Do moich nozdrzy docierał jego zapach, a do uszu odgłos opadających fal. Widok był niesamowity. Aż zaparło dech w piersiach!. Słońce znikało po za horyzontem ,a to oznaczało zbliżanie się zmierzchu.
- Dobra.-usłyszałam przyjaciółkę.-Bierzemy się do roboty.
-Co?-powiedziałam, a ona popatrzyła na mnie.
-Musimy przynieść wodę.
-Ach.-westchnęłam.- Tak, ale....
-Weź to.-Mówiąc to Zuzanna podała mi półmisek, który wyglądał jak skorupa żółwia. Był strasznie twardy i czułam jak drewno wbija mi się w opuszki palców. Starałam się wlać w to wodę. Jednak strach przed metamorfozą był tak wielki, że kucałam nad morzem jak sparaliżowana.
-Wszystko dobrze?-spytała Zuzanna, która miała już pół wody w wiadrze.
-Tak. Z kąd masz te wiadro?-zapytałam
-Nie daleko są ruiny wioski. Kiedy tam spacerowałam zauważyłam go. Proszę.-powiedziała i dała mi taki sam koszyk.-Wzięłam też dla ciebie.
-Dzięki.-popatrzyłam na nią, a ona odwróciła się i poszła w kierunku lasu z pełnym koszem wody.
-Dasz radę sama ?- pokiwałam głową w odpowiedzi. Zuzanny nie było widać, gdyż zniknęła za drzewami. To był idealny moment, aby użyć magii. Wyciągnęłam, więc prawą dłoń ku wodzie, a moje palce zaczęły się zginać i zmieniać kształt błękitnego płynu* w wielką kulę. Po paru minutach miałam tak jak Zuza pełne wiadro. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Próbowałam wstać ostrożnie, aby nie zamoczyć stóp i powoli zaczęłam chwytać wiadro. Szło mi całkiem dobrze dopóki nie u usłyszałam męskiego głosu:
-Pomóc ci?- powiedział ktoś miłym tonem. Jednak ku mojemu nieszczęściu wiadro upadło na piasek, a na moje palce  zaczęły kapać krople wody. Przeraziłam się. Świetnie! Jeszcze tego mi brakowało! Rozejrzałam się i zaczęłam biec jak najszybciej w stronę lasu, aby nie pokazać się  w prawdziwym kształcie. Upadłam wśród wielkich paproci ,a moje nogi zaczęły przeobrażać się w rybi ogon pokryty łuskami. To samo działo się z górną częścią ciała.  No pięknie!-pomyślałam. 
 
 
***
 
Z PERSPEKTYWY EDMUNDA
 
 Kiedy Zuzanna wróciła sama bez Avy zacząłem się o nią martwić. Niby nie znałem jej tak dobrze, ale mi to nie przeszkadzało. Czasami była miła, zabawna, a czasami wredna. Nie wiem czemu ale to jak potraktowała Piotra bardzo mi się podobało i zarazem zaimponowało.  Szedłem w stronę morza i zobaczyłem ją kucającą nad wodą. Próbowała stać, a jednocześnie chwytała za trzymankę srebnego wiadra. Pomyślałem, że podejdę do niej i pomogę. Tak właśnie uczyniłem to. Gdy byłem blisko niej zaoferowałem jej pomoc krzycząc. Jednak ona pobiegła w stronę lasu, a ja zaczołęm za nią biec. Jej sylwetka zniknęła gdzieś na skraju lasu.
-Ava, Ava!-nawoływałem, ale nic to nie dało. Normalnie zapadła mi się pod ziemię. Postanowiłem iść w miejsce, w którym zniknęła. Gdy tak szedłem czułem jak krzewy i paprocie ocierają mi się o nogi. Będę je miał poranione i brudne ale to w końcu urok lasu. Nagle zauważyłem coś w krzakach. Było durze i przypominało ogon ryby. Trochę się przestraszyłem ale szedłem dalej. I to co ujrzałem zmroziło mi krew w żyłach. Dosłownie przed moimi oczami leżała Ava ale nie jako człowiek tylko jako ryba. Byłem w szoku. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.  Dziewczyna popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem jakby chciała coś mi powiedzieć ale zamilkła.
- Jak to zrobiłaś?-spytałem ją.
                                                                           
*płynu- bohaterka miała na myśli wodę
 
 
****
 Witam! Wiem ,że rozdział wyszedł trochę jak masło maślane ale tak miały potoczyć się losy bohaterów. Tylko teraz pozostają pytania:  W co przeobraziła się Ava? Jak zareagował Edmund?
Odpowiedzi ukażą się w następnej notce! <3

 
 


 
 

 



 
 
 
 
 
 
 
 

17.04.2017

Rozdział 6


  Woda zaczęła opadać, a wiatr przestał wiać. Rodzeństwo i Ava znaleźli się na jakiejś polanie, z której było widać plażę oraz morze. Cała piątka wstała i popatrzyła na siebie.
-To niemożliwe! Przecież nie mieliśmy tutaj już wrócić!-zaczęła Zuzanna, która była w szoku.
- Aslan przecież nie powiedział, że NIGDY nie powrócimy do Narni.-powiedział z uśmiechem na ustach Piotr. Jak było widać każdy z rodzeństwa ucieszyło się na widok znanej im plaży i morza, ponieważ niedaleko tych cudownych miejsc znajdował się Ker-Paravel-zamek czterech władców.
-Zaraz. Co to jest Narnia? Kto to jest do cholery Aslan??-wreszcie głos zabrała Ava, która do tej pory milczała i była w szoku. Z resztą nie ma co się dziwić kiedy jakaś potężna fala i wiatr porywają cię do innego świata.
- Chyba powinniśmy ci to wyjaśnić.-powiedział blondyn, który dopiero się zorientował, że brunetka również znajduje się w krainie Aslana.
-Otóż musisz wiedzieć, że my nie jesteśmy po raz pierwszy tutaj.-zaczął opowiadać Edek.
-To jakiś żart, tak?-pyta z niedowierzeniem Avalon.
-Nie. Wiem, że to jest wszystko zagmatwane, ale ....-blondyn nie wiedział co powiedzieć. Popatrzył na Zuzę.
-Wiecie co. Ja mam to gdzieś. Jeśli nie dowiem się co jest grane to wracam do Londynu. A tak w ogóle wiadomo jak można się stąd wydostać?
-Słuchaj, możemy porozmawiać na osobności?-zapytała przyjaciółka.
Brunetka przewróciła oczami, ale poszła za Zuzą. Dziewczyny poszły w odległe miejsce, aby nikt nie podsłuchał ich rozmowy. Starsza Pevensie kłębiła się w myślach. Jak ma jej to wszystko wyjaśnić? Czy straci przyjaciółkę? Jednak Zuzanna nie wiedziała, że Avalon też chowa przed nią tajemnicę....
-Wiem, że to co tu zaszło pokomplikowało sprawę.-zaczęła Zuza.-Jednak wiec, że to co tu zobaczyłaś dzieje się naprawdę i...-zaczęła mówić szeptem.- wszystko, a nawet drzewa jest żywe. Wiem, że odczuwasz szok, ale później nie będzie ci się chciało wracać.
-Wracać? Niby dokąd?-zapytała z przekąsem Ava.
-Do Anglii.
-Czyli da się wrócić?
-Jeśli wykonasz misję.
-W takim razie niech będzie, zgoda.
Zuzanna pisnęła ze szczęścia i przytuliła przyjaciółkę. Avalon nie mogła uwierzyć, że po za Hogwartem jest jakiś inny świat. Od zawsze myślała, że to on daje inny wymiar, gdzie dziewczyna może być sobą i nie musi się ukrywać. Zaraz! Czy Piotr i Zuzanna nie są zbyt dorośli na Narnię? Dziewczyna skarciła się za to pytanie. W końcu ona też była cząstką magicznego świata , tylko że tam zamiast driad, faunów i gryfów było wielkie zamczysko gdzie studiowała magię, a po za nim rozgrywała wszelkie bitwy.
 
****
 Cała piątka szła przez plażę, a obok niej było słychać szumiące morze, które bardzo uspokoiły Avę. Promienie słońca padały na twarze dzieci i ocieplały je.  Wszystko szło gładko jednak nie wiedzieli jaki krajobraz czeka ich przed zamkiem.
 
 Budowla wyglądała tak jakby przeszedł przez nią potężny huragan. Z zamku nie pozostało niemalże nic, a drzewa wyglądały jak jakieś małe, chude, wystające z ziemi patyki. Wokół siebie nie miały  żadnych kolorowych liści. Były całkiem nagie.  Zamek nie lśnił swoim, dawnym blaskiem. Jego wielkie wieże przestały dawać urok, a z nich pozostały tylko ruiny. Cały dziedziniec został zniszczony, a jego powierzchnię pokrywały gruzy.
-No pięknie!-powiedziała Zuza.
-To ile lat nas tu nie było?-zażartował najmłodszy z braci.
-Ten krajobraz wywołał mi dreszcze.-powiedziała Ava
-Nie dziwię ci się.-odezwał się Piotr.-Pozostało jednak tylko jedno pytanie.
-Jakie?-wtrąciła się Łucja.
-Gdzie jest prawowity król?
Wszyscy popatrzyli na siebie. Każdy miał milion pytań, na które nie znał odpowiedzi, a wiedzieli, że na nie potrafił tylko odpowiedzieć Aslan.  To on jest Twórcą tej krainy i to on zna wszystkie odpowiedzi. Czyżby w tej sytuacji trzeba będzie go odnaleźć.....?
 
****
 Nadeszła noc. Gwizdy świeciły na nocnym niebie. Cała piątka leżała na miękkim piasku, ale nie wszystkich zmorzył sen. Pewna brunetka leżąc obserwowała piękne, nocne sklepienie i wsłuchiwała się w ciszę i w szum wiatru jaki jej towarzyszyła i rozmyślała. Zuzanna nie mogła uwierzyć, że to może być koniec. Koniec Narni, koniec miłości, którą czuła do Kaspiana. Tak bardzo chciała jak dziecko powrócić do magicznego świata, a tu wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni w dół. Dziewczynie poleciały łzy, które były tak gorzkie jak wódka, którą można było zaspokoić swój śmiech i poprawić humor każdemu człowiekowi. Łagodna myślała już, że to koniec, jednak nie wiedziała jak zmieni się jej los. A to nastąpi już niedługo....
 
***
Witam Was po dosyć długiej przerwie, która jak widać oddała mi wenę do kolejnych notek. Wiem, że rozdział krótki ale nie miałam aż tak dużo czasu aby napisać coś więcej. Zresztą w kolejnym opowiadaniu będziemy odkrywać kolejne tajemnice Avy i nie tylko jej. Do zobaczenia w kolejnej notce. <3

 



 



15.02.2017

Rozdział 5

   Było bardzo wcześnie. Dało się słyszeć tylko miauczenie kotów i szczekanie psów. Poranek był bardzo rześki, a z oddali zaczął pojawiać się zachód słońca. Ava szykowała się do ucieczki. Nie miała zamiaru żegnać się z rodzicami, dlatego postanowiła wyjść z domu bardzo wcześnie rano. Dochodziła szósta. Dziewczyna cicho schodziła po schodach, gdyż bardzo skrzypiały. Cały dom był pogrążony we śnie. Brunetka weszła do salonu i stanęła na środku. Pomieszczenie było niewielkie. Znajdowała się tam różowa kanapa, a obok niej wielka czarna lampa. Na przeciw szelzlonga* był postawiony telewizor, a na prawo od niego stała wieża. Jednak nie to interesowało szarooką. Dziewczyna wpatrywała się w zdjęcia, na których była w raz z rodzicami. Na prawym policzku pociekła jej słona łza. " Czy to naprawdę musi się tak skończyć?" Naprawdę muszę rzucić zaklęcie wyczyszczające pamięć?"- myślała. Jednak co innego miała robić. Inaczej by nie mogła uciec na tak długi czas na jaki zamierzała.
-Obliviate.-wypowiedziała zaklęcie szeptem, a jej postać na zdjęciach zaczęła znikać jak biały duch. To było okropne. Wymazanie i wyczyszczenie tyle wspomnień i chwil. Ava wiedziała na co się decyduje. Nie była głupia. Wiedziała na co się pisze. Zawsze podejmuje słuszne decyzje. Dziewczyna wyszła z domu nie zostawiając po sobie, a ni jednego śladu. Szła przed siebie. Owiewało ją ciepłe  powietrze. Dziewczyna miał na sobie czarny sweter i krótkie szorty. Różdżkę schowała do prawej kieszeni spodenek. Zaczęła biec.  Znajdowała się obok lasu, do którego często chodziła gdy była dzieckiem. Poszła leśną drużką.
 Nad ranem las nie wyglądał dość przyjemnie. Był powity jeszcze w mroku, ale lekka poświata słońca przedostała się przez korony drzew. Z oddali było słychać ćwierkot ptaków, a oznacza to, że ranek już nastał. Ava odwróciła się za siebie. Nie widziała szlaku, który prowadził na drogę. Dziewczyna zastanawiała się jak dostać się do Londynu. 
-Już wiem!-krzyknęła tak głośne, że z koron drzew zlatywało różne ptactwo.  Brunetka wbiegła w sam środek lasu. Chciała być  daleko od ludzi i domostw. Schowała się między drzewami, które stykały się ze sobą.  Avalon zaczęła wymawiać zaklęcia, które zamienią drzewa w świstoklik. Dotknęła kory prawą ręką  i zniknęła. Nie było po niej śladu.
                                                              
                                                                  ****
-Wasza Wysokość.-rozległ się głos karła, który szedł w stronę władcy. Brunet stał na balkonie i patrzył jak jego ukochana kraina płonie żywcem. Ostatnia walka była ciężka, nie dość, że w dodatku było wiele ofiar.  Czy Narnię czeka zagłada? Koniec jej istnienia? Kaspian odwrócił się w stronę Zuchona.
-Co jest? -spytał.
-Jak długo mamy się jeszcze kryć. Ostatniej nocy Ker-Paravel o mało nie spłoną żywcem. Straciłeś połowę armii.
-Co chcesz mi przez to przekazać?
-Ludzie w wioskach i na zamku zaczynają się bać. Krążą plotki, że na Narnie spada zagłada. Jeśli chcesz sprowadzić naszych władców to musisz się spieszyć. Nie wiadomo co przyniesie jutro.
-Masz racje. Muszę ich sprowadzić i to zaraz.
Karzeł kiwną głową. Obaj szli do miejsca, w którym znajdowała się machina. Była ogromna. Przypominała ona wielką kopułę, którą można znaleźć na statku kosmicznym.
-Myślisz, że zadziała?-spytał król.
-Sam się przekonasz. Gdy już będziesz na miejscu. Uważaj na siebie Kaspianie.
-Pod moją nieobecność ucieknijcie z zamku i ukryjcie się w Kopcu Aslana.
Zuchon nic nie mówił tylko wpatrywał się w króla.  " Mam nadzieję, że wie co robi."-myślał.  Kaspian wszedł do kopuły i zniknął.

                                                                         ****
 Brunetka szła przed siebie. Czuła zapach kwiatów i ciepło słońca. Nie miała zamiaru przyspieszać tępa. Do rodzeństwa Pevensie nie spieszyło jej się.  Ich woń było czuć już na jeden metr.  Dziewczyna wiedziała, że czym wcześniej czy później musi udać się do Zuzanny. Słońce widniało już na niebie, co oznaczało, że dochodzi południe.  Zbliżała się do gospodarstw. Jeszcze przed ucieczką dała nać najstarszej Pevensie, że pojawi się niebawem, więc ta podała adres.  Przed Avą pojawił się znak drogowy z napisem " FINCHLEY". Okazało się, że dobrze trafiła. To tu mieszkała Zuzanna wraz z rodzeństwem. Finchley była to dzielnica pod Londynem ale bardziej przypominała wieś niż zwykłe miasto.  Wszędzie znajdowały się liczne domostwa, gospodarstwa czy jednorodzinne domy. Natomiast ona miała szukać domu z czerwonym dachem i z brązowym ogrodzeniem.  Tak się złożyło, że był on na samym początku ulicy.  Dziewczyna nie krępując się weszła do środka, gdyż furtka była otwarta. Na zewnątrz nikogo nie było. Brunetka zatrzymała się przy drzwiach i zapukała.
-Otworzę!-usłyszała cieniutki głosik.
                                                             ****
-Otworzę!-krzyknęła entuzjastycznie Łucja.
-Mam tylko nadzieję, że to nie jest ten koleś.-powiedział młodszy z braci.
Starsze rodzeństwo popatrzyło na siebie.
-Spodziewaliśmy się kogoś?-spytał blondyn.
-Niee...-odparła Zuza ale nie dokońca była pewna czy ma racje. Nagle jej się coś przypomniało. Avalon. Tak, to mogła być ona.  Najstarsza Pevensie wybiegła z salonu, a Piotr na nią popatrzył.
-O co chodzi?-zapytał siostrę, ale ta już nie słyszała go.
-Avalon!-krzyknęła. -Jak dobrze cię widzieć!
-Ava....co?-rozległ się głos młodszego brata. Zuza westchnęła i stanęła między rodzeństwo, a dziewczynę. Tak bardzo nie chciała tego robić, ale wiedziała , że to jest nieuniknione.
-Avopoznaj proszę moje rodzeństwo : Piotr, Edmund i Łucja. A wy.-tu zwróciła się w stronę braci i siostry.-Poznajcie Avę.
-Miło mi.-odpowiedziała dziewczyna.
-Nam również.-odpowiedziała Łucja.
Dziewczyna omiotła wszystkich swoim wzrokiem, a wzrok zatrzymała na najmłodszym Pevensie.  Według brunetki chłopak wyglądał nieziemsko i był nawet dość przystojny. Od tej chwili nie mogła od niego oderwać oczu.
-Ava..-powiedziała najstarsza z córek Ewy, lecz ta nie zwróciła na nią uwagi. " Czemu on musi być, aż tak przystojny!"-karciła siebie w duchu. -Avalon... Hej, ziemia do Avy .
Szarooka ocknęła się i popatrzyła na Zuzannę. No tak, nie była sama.
-Przepraszam, trochę się zamyśliłam.
-To może oprowadzę cię po domu, co?-zaproponowała brunetka.
-Tak pewnie.
 
 ****
  Chyba nie muszę opisywać wam jak najstarsza z Pevensie oprowadzała Avę pod domu.  Pomieszczeń było nie wiele, więc dziewczyny szybko się uporały. Nastał wieczór. Na dworze było bardzo ciepło jak na sierpień. Ava i Zuzanna bujały się na  huśtawce gdy z domu wyszli chłopcy.
- A was co tu przywiało?-spytała braci córka Ewy.
-Mamy dla was pewną propozycję, nie do odrzucenia.-powiedział Piotrek. Zuzanna przewróciła oczami.
-Jaka to propozycja?-zapytała tym razem Ava.

-Co powiecie na ognisko?-zaproponował Edek.
-Jakoś nie mam ochoty.-odpowiedziała mu siostra. Uświadomiła sobie, że chyba jej bracia podrywają Avalon.
- A ja mam ochotę i sądzę , że to całkiem dobry pomysł. Nie narzekaj Zuza. Przed chwilą sama mówiłaś, że masz ochotę się "rozerwać". -ostatnie słowo pokazała w cudzysłowiu. Najstarsza z Pevensie nie miała wyjścia.
-Niech ci będzie. Zgoda.
                                                                          
                                                                              ****
   Wszyscy się zgrali. Dziewczyny przygotowały coś do jedzenia, a chłopcy przygotowali drewno do ogniska.  Zanim nastał wieczór wszyscy byli już gotowi. Ognisko pięknie się paliło, a z niego od czasu do czasu pojawiały się iskierki. Rodzeństwo i Ava siedzieli wokół ogniska na pieńkach. Każdy z nich trzymał wielki patyk z kiełbasą.
- Może opowiecie nam jak się spotkałyście?-zapytała Łucja, która polubiła Avę. U najmłodszej Pevensie staje się to dość rzadko, gdyż nie zawsze ufa ludziom. Jak widać Avalon była wyjątkiem.
-To było..-zaczęła Zuza, ale Ava ją ubiegła.
-To było jakieś dobre dwa lata temu na obozie muzycznym.
-Pamiętam.-stwierdziła córka Ewy. -Wtedy miałyśmy przesłuchanie , aby dostać się do jakiejkolwiek drużyny. Jak się okazało trafiłyśmy do tej samej drużyny.
- Przepraszam ,że wam przerwę ale gdy ja i Łucja byliśmy u ciotki Alberty i wujka Harolda  to dostaliśmy list.-zaczął Edmund.
-Jaki list?- spytał blondyn.  Edmund popatrzył na  starszą siostrę.
-Dostaliśmy go od Zuzy.-wtrąciła się Łucja. - I napisałaś nam, że ktoś z tobą przyjedzie.
Wszyscy odwrócili się do starszej Pevensie. Zuzanna nie chciała, o tym mówić. co zdarzyło się w Ameryce, ale wiedziała, że czym prędzej czy później to wyjdzie na jaw.
-Yyy. Gdy byłam w Ameryce, to .... 
  Nagle zaczął wiać mocny wiatr, a zza domostw pojawiła się wielka fala  wody, która szła  w stronę Avy i rodzeństwa. Była wielka, szybka! Wyglądała jak prawdziwe tsunami.
-Co się dzieje?-krzyknęła Ava.
-To chyba nie jest to o czym myślimy....-powiedział Piotr.
-Myślisz,że ta wielka fala chce przenieść nas do Narni? -spytała Edmund.
-Szybko! Złapmy się za ręce!-krzyknęła Zuzanna.
-Zabieraj te łapy!-wrzasnął Edek.
-Cicho bądź!-krzyknął Piotr.
Rodzeństwo i Avalon stali wokół ogniska, a wielka fala przybliżała się do nich. Iskierki ognia strzelały co chwila, a  woda zaczęła ich przykrywać.
                                                                     
                                                                               ****
                                                                       
 
 No dobra... Jak widzicie na blogu zadziała się mała zmiana , gdyż pojawił się szablon. Szablon wykonała Oreuis z szabloniarni bajkowe-szablony.blogspot.com.  Mi ten szablon bardzo się podoba, a w szczególności nagłówek! Jest przepiękny! <3 A wam?
                                                      

10.02.2017

Rozdział 4

     Od zamieszek i igraszek minął miesiąc. W państwie, w którym mieszkała Avalon zapanował spokój. Tylko pytanie na jak długo....  Obecnie brunetka siedziała w bibliotece, gdyż szukała książek o fantastycznej tematyce. Gdy zaczęła uczęszczać do Hogwartu zainspirowała się magią i fantastyką. Od tamtej pory czyta tylko takie książki, które mają w sobie choć szczyptę magii. Pomieszczenie było ogromne i pełne książek. Gdy wchodziło się do biblioteki było czuć zapach starych i współczesnych książek. Każda półka była zapchana księgami. Niektóre z nich były naprawdę okazem. Dziewczyna jednak wolała te "nowsze". Jednak dziś żadna z nich nie przypadła jej do gustu. Ava krążyła po bibliotece szukając tej, która stanie się wybrańcem.
-Przepraszam...-zapytała, podchodząc do lady, za którą znajdował się bibliotekarz. Był to miły staruszek z siwą brodą. Mężczyzna uniósł swój wzrok spod papierów i spojrzał na nią.
-W czym mogę służyć młoda damo?-spytał uprzejmie.
-Chciałabym zapytać....czy jest jakaś książka, która ...-nie wiedziała jak dalej powiedzieć. Przecież nie powie "Przepraszam, czy jest może książka, która zaprowadzi mnie do innego świata?"-nie to bezsensu! "Kobieto weź się w garść!"-karciła się w myślach.
-To jaką książkpani wybiera?-spytał bibliotekarz. Ava ocknęła się.
- Chciałam zapytać czy nie Pan może takiej książki, która zawiera elementy fantastyczne?
"Świetnie! Lepiej tego nie mogłam wymyśleć!"-skarciła się znowu dziewczyna.
-Coś się znajdzie. -oznajmił jej staruszek. Mężczyzna wstał zza lady i szedł w kierunku i szedł w kierunku półki z szyldem o napisie " FANTASTYKA I LITERATURA MŁODZIEŻOWA". Staruszek klęknął i zaczął szperać w księgach. Minęło dobre kilka minut zanim odszedł od półki.
-Sądzę, że ten egzemplarz na pewno Panią zainspiruje.-mówiąc to wręczył jej książkę i zapisał ją na kartce.
-Dziękuję, do widzenia.-powiedziała i odeszła kierując się do wyjścia.
 
****
 
 Avalon wracała do domu. Od ostatnich igraszek jakie miały miejsce w jej ojczyźnie nie jest już bezpiecznie. Każdy apeluje o uwagę i ostrożność obywateli. Prezydent nawet wygłosił stan wojenny!! Od tamtego czasu gdy dziewczyna powróciła do domu czuje się zupełnie inaczej. Boi się, że ktoś cały czas drepcze jej po piętach i odkryje jej prawdziwą tożsamość. Wiele by dała aby wrócić do Anglii. Przynajmniej tam potrafi normalnie żyć, a tu musi się ukrywać... Brunetka otwierała drzwi do domu. Wchodząc słyszała szloch matki. Nie jest dobrze.
-Mamo!? Już jestem! Nic się nie stało!-uspokajała matkę.
-Gdzie ty się podziewałaś?! W kraju panuje wojna, a ty bawisz się w najlepsze!
-Mamo, to nie jest żadna wojna! Gdyby była  wojna to w tej chwili latałyby na niebie wschodnie samoloty i zrzucałyby bomby na nasze domy. Ty chyba naprawdę nie wiesz jak wygląda prawdziwa bitwa!-krzyczała dziewczyna. Miała już dość ciągłych uwag jej rodziców. Marzyła już tylko o tym aby znaleźć się jak najdalej z stąd.
-Uspokój się!-dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na swojego ojca.-To, że jesteś czarodziejką to nie znaczy, że dasz sobie radę w tej wojnie. Tu nie ma żadnych czarów, które pokonają wszystkich i wszystko. Tu się używa logiki, specjalnej broni, a przede wszystkim rozumu. A ty moja droga nie masz tego rozumu za grosze!
Tego było już za wiele! Avalon miała wszystkiego po uszy. Jak jej własny ojciec mógł powiedzieć coś takiego. Przyrzekła obie, że jeszcze tej nocy ucieknie z domu. Tylko gdzie...... Dziewczyna pobiegła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwiami. Zauważyła, że na jej biurku coś leżało. Podeszła bliżej i ujrzała list :



                                                               Kochana Avalon!,
 
  Minęło dość dużo czasu odkąd poznałyśmy się na obozie. Pamiętasz? Ostatnio wracając z Ameryki przypomniały mi się te wszystkie chwile jakie spędziłyśmy razem. Może warto to powtórzyć? Co o tym myślisz? Jeśli nie masz nic w planach to wpadnij do mnie, do Londynu. Mam nadzieję, że rozważysz moją propozycję.
                                                                           Odpisz szybko,
                                                                                                     Zuzanna Pevensie.

Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech. Dokładnie pamięta jak poznała Zuzannę. Była jej współlokatorką i najlepszą koleżanką pod czas obozu. To jej w tedy powierzała swoje sekrety. Miała do niej zaufanie. Zuzanna tak jak ona miała bujne, czarne ale kręcone włosy, które sięgały do pasa.  Pamiętała, że dziewczyna nie była od niej, aż tak wysoka. Miała bardzo ładną sylwetkę, co nie uszło uwadze chłopcom z ich obozu. Nie raz jej zazdrościła nie jednego chłopaka. Wiedziała też, że Zuzanna ma rodzeństwo: dwóch braci i jedną siostrę. Jednak nie wspominała raczej o ich imionach.
Avalon zastanawiała się nad jej propozycją. Wiedziała, że dłużej nie wytrzyma w rodzinnym domu, a to była jej szansa na ucieczkę. Zgodziła się.


****
 
   Ogień rozprzestrzeniał się w stronę lasu. Driady, najady, fauny, zwierzęta i inne stworzenia uciekały jak najdalej od żywiołu aby skryć się w bezpiecznym miejscu. W Narni nie działo się zbyt dobrze. Od nie dawna na narnijskie ziemie najechał nie znany lud. Barbarzyńcy dewastowali wszystko: drzewa, lasy, nory, jaskinie.... Przed nimi nie było żadnej ucieczki. Intruzi zbliżali się do Ker-Paravelu.  Dookoła ogrodzenia zamku stali żołnierze, którzy odpowiadali za jego ochronę. Walka zaczęła się. Wszyscy wydobyli miecze, łuki, broń. Walczyli zaciekle. Jednak zwycięstwo zaczął odnosić nieznany im lud.
  Król Kaspian obserwował co się dzieje z jego żołnierzami na królewskim balkonie. Nie wiedział co ma począć. Czuł się bezradny. Wszystko by dał aby pojawiło się tu rodzeństwo Pevensie, które pomogłoby mu i znów ocaliło jego tron. Niestety wszystko na marne. Aslan wyraźnie powiedział, że Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja nie wrócą do Narni. Klamka zapadła i od tamtego czasu Kaspian musiał radzić sobie sam.  Po ich odejściu dawał sobie radę ale cały czas ktoś  rodzeństwa zakrzątał jego głowę. Była to Zuzanna. Młody Król myślał, że to tylko zauroczenie, jednak gdy poznał ją bliżej , rozmawiał z nią czuł coś więcej.  To była miłość. Miłość od pierwszego wejrzenia. Z chęcią by znów ją zobaczył, dotknął jej różanych ust. Była taka piękna...
-Wasza wysokość!-krzyknął ktoś za pleców Króla, ale Kaspian nie zwracał uwagi.
-Królu!-znów ten sam głos. Był to Zuchon. Karzeł podszedł do chłopaka i pomachał mu przed nosem.-Hallo! Ziemia do Króla!
- Yyy.... Tak?-ocknął się Kaspian.- O co chodzi?
-Panie maszyna jest już gotowa.
-Dobrze, zatem chodźmy.
-Myślisz, że to dobry pomysł? Zwłaszcza w tym momencie, gdy nieznany nam lud napada na zamek i sieje grozę?
-Nie mamy innego wyjścia. Bez nich nie dam rady.
-Królu ale Aslan stanowczo powiedział, że....
-Wiem co powiedział! Nie musisz mi tego przypominać.-podniósł ton władca Narni.
-Spokojnie mój Panie.-uspokajał go Zuchon. -Chciałem tylko zaproponować aby odłożyć to na jakiś czas i opanować istne walki.
-Morze masz rację... Dobrze. W takim razie zbierz wojsko. Widzimy się na placu.
  Kaspian przystanął na propozycję Zuchona. Piorunem pędził do zbrojowni, gdyż tam mógł być centaur Oreuis, jeden z jego doradców.
-Oreusie  jak dobrze cię widzieć.
-Witaj Panie. -powiedział centaur i klęknął przed Kaspianem.
-Nie, proszę. Wstań!
Centaur podniósł się na równe nogi i podszedł do króla.
-Trzeba zwalczyć lud, który podbija nasze tereny. Jesteś gotowy?
-Zawsze.
-W takim razie stajemy do walki.
 ****
 
Rodzeństwo Pevensie  przebywało w domu już od początku lipca. Jednak każde z nich nie mogło znaleźć dla siebie miejsca. Piotr siedział na kanapie, Zuzanna czytała jakiś najnowszy magazyn, Łucja wpatrywała się w okno, a Edmund chodził w tą i z powrotem jakby nie mógł usiąść w jednym miejscu i się czymś zająć.
-Co ty tak chodzisz ?-spytał Piotr brata.
-A co? Nie mogę.
Starszy Pevensie zamilkł. Nie miał już sił do młodszego rodzeństwa. Po powrocie z wujostwa bardzo się zmienili. Łucja nie była już tą małą dziewczynką, u której mógł widnieć uśmiech na jej twarzy, a Edmund przestał być tym chłopakiem, który wyzywał wszystkich. Oboje bardzo dorośli. Jednak nie wiedział jednego: Najmłodsi Pevensie już nigdy nie mieli powrócić do Narni. Tak jak on i Zuzanna. To właśnie tak martwiło Edmunda. Chłopak nie mógł pogodzić się z tym, że nie ujrzy swojej ukochanej krainy, nie weźmie do ręki miecza czy nie będzie brał udziału w różnych bitwach. Ale kto wie co przyniesie los? Kto wie co ma się wydarzyć już niebawem?
-Słuchajcie?-zaczął Edek. -Muszę wam coś powiedzieć. -wszyscy troje oderwali się od swoich obowiązków i wpatrzyli się w brata. -Ja i...-młodszy Pevensie popatrzył na Łucję.
-Ja i Łucja tak samo jak wy nie wrócimy do Narni.
-Co?- wykrzyknęli chórem Piotr i Zuzanna.
-Ja i Łucja nie wrócimy do Narni.  Już nigdy.-powtórzył.
Zapadło milczenie. Starsze rodzeństwo popatrzyło na siebie.  Mina jaka pojawiła się na twarzy Piotra mówiła wszystko.
-Jak to nie wrócicie? Myślałem, że to dotyczy tylko nas?
-Niestety nie.-wtrąciła się Łucja kiedy podeszła do brata.-Aslan wyraźnie dał nam do zrozumienia, że nie wrócimy.
Edmund przez przypadek zwrócił uwagę na siostrę, a jego wzrok na jej prawy nadgarstek. Zauważył na nim kilka dziwnych znam.
-Co to za blizny?-spytał ją chwytając jej rękę. Łucja nie odpowiedziała. Jej brat zmroził ją wzrokiem.
-No co? To nic takiego. Musiałam gdzieś się mocno uderzyć.
-Uderzyć?-spytał z ironią.
-To nie jest jego wina! On mi nic nie zrobił!
-Kto?-spytał Piotr. Jak widać starszy Pevensie był bardzo zainteresowany bliznami siostry, a zwłaszcza jego oprawcy.
-Jej "chłopak".-powiedział Edek akcentując przy tym wyraźnie ostatnie słowo.
-Co?-uśmiechnęła się Zuzanna. -Ty masz chłopaka?
-Też chciałbym to wiedzieć. -powiedział blondyn.
-Och. Weście się zamknijcie i dajcie mi święty spokój!-wybuchła najmłodsza Pevensie. Nikt nie spodziewał się takiego zachowania, a zwłaszcza po niej.
-I gdzie się podziała ta mała dziewczynka?-spytał Piotr, który dał sobie spokój z Łucją ale nie chciał zostawić tego tematu na bok. Zwłaszcza, że chodziło tu o chłopaka.... O nie! Na pewno jej tego nie podaruje!
-Jak widać chyba dorosła...-odpowiedziała na pytanie brata Zuza.
-Obyś się siostrzyczko nie myliła....
 ****
 
 
Witam! Co u Was słychać? Ja czuje się coraz lepiej i postanowiłam napisać rozdział, z którego jestem bardzo zadowolona. Powoli zaczynają się wyjaśniać, niektóre sprawy z tożsamością bohaterów. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba! Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
                                                                                                                   MagicWorld98
                                                                                                                                                                               
 

 

 

4.02.2017

Rozdział 3

   Edmund leżał na swoim łóżku w swoim pokoju. W końcu miał tylko chwilę dla siebie. Koniec szkoły, nauki tylko te błogie lenistwo... Jednak jego prywatna chwila została odegnana przez najmłodszą Pevensie. Łucja nie pukając do pokoju brata wparowała krzycząc:
-Edmund?! Edmund!
-Co jest?-spytał.
-Dostaliśmy list od Zuzy.-powiedziała dziewczynka z uśmiechem i wręczyła go Edmundowi. Chłopak zaczął go otwierać, a mała karteczka wypadła mu z rąk, podniósł ją z podłogi.

Droga Łucjo, drogi Edmundzie!
Mam dla was dobre wieści. Za tydzień wracam z mamą do Anglii. Piotr też. Jednak nie będziemy sami. Będzie ososba, która będzie towarzyszyć nam w tej podróży. Nie powiem Wam kto to jest. Dowiecie się później jak przylecimy. 
Ps. Macie pozdrowienia od taty.
                                                                  Zuzanna.

Młodsza Pevensie bardzo zainteresowała się tym kto będzie z Zuzanną w podróży, ale starała się tym nie rozpraszać.
-Co o tym myślisz?-spytał ją brat
-O czym?
- O tym "towarzyszu"? Jak myślisz kto to może być?
-Szczerze, to zbytnio mnie to obchodzi.-skłamała dziewczynka. Chłopak popatrzył na nią. Od czasu gdy przebywali u wujostwa Łucja bardzo się zmieniła, a na pewno wydoroślała. Nie była już tą małą dziewczynką tylko dorosłą nastolatką. Tak jak Zuzanna zaczęła interesować się chłopcami, ubraniami czy kosmetykami. Krótko mówiąc powoli zaczynała być bardziej jak Zuzanna...
-Wiesz...-zaczął chłopak.-Czasem naprawdę mnie zaskakujesz.
-Czemu?-spytała, al. nie usłyszała odpowiedzi, bo ktoś zapukał. Edmund podszedł do drzwi, aby je otworzyć.  Ku jego oczom ukazała się starsza od niego kobieta. Miała 50 lat. Była ubrana w bardzo elegancką koszulę i połyskujące spodnie. 
-Łucjo ,ktoś czeka na ciebie przed domem.-oznajmiła wysokim głosem kobieta.
-Kto to ciociu?-spytała dziewczyna.
-Jakiś chłopak.
-Czy mogłabyś mu przekazać , że zaraz będę?? Proszę...-poprosiła Łucja ciocię Albertę.
-Dobrze, tylko szybko się zbieraj.
Łucja natychmiast podeszła do małej komódki, na której leżała jej szczotka. Dziewczyna zaczęła nią rozczesywać włosy i poprawiać swoje włosy. Natomiast Edmund zamknął drzwi i oparł się o nie.
-Chłopak?-spytał siostrę. -Ty masz chłopaka???
-Nooo...-zaczęła Łucja, ale nie do końca była pewna jak mu odpowiedzieć.-A to coś w tym złego??
Edek podszedł do siostry i popatrzył się w jej oczy. Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał.
Jego siostra ma chłopaka.
- Łucja! Ty masz 16 lat! Jeszcze jesteś za młoda na związek.
Łucja popatrzyła na niego jak na idiotę. Czyżby on był o nią zazdrosny?
-Czyżby mój starszy braciszek jest o mnie zazdrosny?-spytała.
-Nieee...-Powiedział Edek.
-Nie bądź taki jak Piotrek.
-Czyli jaki?
-Nadopiekuńczy.
-Taaaa....jasne.
-Mam nadzieję , że się rozumiemy. To ja idę. Cześć.
-Czekaj!-krzyknął Edek
-Pa!-okrzyknęła Łucja, która chciała jak najszybciej uniknąć kolejnej rozmowy z bratem.
 
*****

 
 
   Samolot zaczął powoli lądować. Brunetka patrzyła w okno. Miała ochotę być już w domu. Gdy przebywała w Hogwarcie nie miała czasu aby zatęsknić chociaż raz za rodziną. Była zbyt zajęta aby o tym myśleć zwłaszcza gdy w grę wchodzili przyjaciele czy wrogowie. Zawsze była gotowa się poświęcić czy walczyć aby zapanował spokój. Jednak teraz odczuwała tą tęsknotę.
-UWAGA! UWAGA!-rozległ się gruby głos jakiejś kobiety.- Za chwilę pilot otworzy klapę. Proszę o opuszczenie swoich miejsc i zachowanie bezpieczeństwa.
Ava wstała i zaczęła kierować się do głównych drzwi. Przed nią stał tłum ludzi, który ustawiał się w kolejce. Dziewczyna miała na sobie cienki, granatowy sweterk i krótkie spodenki. Zabrała też ze sobą swoje czarne ulubione trampki. Dziewczyna powoli zaczęła schodzić po schodach. Widziała już lotnisko. Stojąc na gruncie owiał ją lekki wiatr, lecz na twarzy poczuła ciepłe płomienie słoneczne.  Szła przed siebie. Wchodząc do budynku zrobiło jej się strasznie zimno. Avalon szła jak najszybciej aby odebrać swoją walizkę. Już była blisko kiedy nagle usłyszał ogromny huk. "Co się dzieje? Tego nie było w planie!"-wykrzyknęła w myślach. Niedaleko niej było wielkie okno, z którego było widać co się dzieje. Wlepiając się w nie zauważyła, jak samoloty na pasie startowym zaczynają się palić. Jeden po drugim. Z tych wszystkich wielkich latających maszyn unosił się dym, a jego zapach, aż dało się czuć w budynku.
-Drodzy pasażerowie! Prosimy o jak najszybsze opuszczenie budynku! Prawdopodobnie był zamach na samoloty.
Cholera! Zamach ?! W X wieku !! Przecież to nie jest możliwe! -zastanowiła się dziewczyna.
Co robić ? Co robić?-nagle wpadła na idiotyczny pomysł na jaki tylko mogła w paść. Będzie się teleportować!

****
Hej! Witam! Jak widać na blogu trochę się pozmieniało. Ale.. Przynajmniej nie jest tak okropnie jak było.... Dziś publikuję nowy rozdział. Nie wiem kiedy będzie kolejny ale na pewno nie w najbliższym czasie, bo jestem chora. A jak jestem chora to mam brak weny...? No i to chyba na tyle!
 
Pozdrawiam,
MagicWorld98 
 
       

 
 

21.01.2017

Rozdział 2

   Upał, duchota i pragnienie chłodu. To właśnie czuli uczniowie Hogwartu, którzy wsiadali do pociągu Express Hogwart. Dzień był niezwykle upalny. Harry, Ava, Ron, Hermiona i Ginny przepychali się między uczniami. Pragnęli znaleźć się w jednym z przedziałów pod oknem.
-Czy tu zawsze było tyle tłumu?-spytała Hermiona.
- To chyba upał tak szybko zagonił ich do pociągu.-mówił Harry przedzierając się przez zapełnione przedziały.
-Tutaj! Tutaj są jeszcze miejsca.-Zawołała Ava, gdyż przegoniła Harrego szukając wolnego przedziału. Grupka przyjaciół weszła do pustego przedziału. Był on niewielki i miał po osiem miejsc. Cała piątka się zmieściła. Okno było zamknięte, więc Harry otworzył je na oścież. Członkowie GD usiedli na zielonych siedzeniach.
-Co sądzicie o "nowym" dyrektorze?-spytał Ron
-Ja naprawdę nie mam pojęcia jak to mogło się stać. Severus Snape!!!-krzyknęła zezłoszczona Ava.
-Coś sądzę, że to czarna magia maczała w tym palce.
-Naprawdę? Co ty nie powiesz.-powiedział Harry.
-Według mnie w przyszłym roku będzie rozpętane piekło. Jeszcze tylko śmierciożerców nam tu brakuje!-oburzyła się Hermiona.
-Muszę coś wam powiedzieć.-odrzekł wybraniec spokojnym głosem, a potem zamknął drzwi od ich przedziału.
  Wrócił na swoje miejsce. Rudzielec popatrzył na niego z zaskoczeniem i ciekawością, a Hermiona trochę się nie zapokoiła.
-Co jest stary?-spytał Harrego Ron.
-Pamiętacie...jak opowiadałem wam o śmierci Dumbledor'a na wieży astronomicznej?-zapytał, a reszta pokiwała głowami.-Snape jest śmierciożercą. I założę się, że to on specjalnie wypełnił zadanie Malfoy'a  po to aby sprowadzić do Hogwartu  pobratymców Voldemorta. Innego wytłumaczenia nie ma. A jak nie ma Dumbledor'a to ktoś musi przejąć władzę nad szkołą. I w przyszłym roku to oni będą rządzić, a któryś z nich przejmę posadę dyrektora. Rękę daję sobie uciąć, że to będzie Snape.
Nastała cisza. Każdy z przyjaciół próbował zrozumieć co powiedział brunet. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że nie jest dobrze. Każdy żył swoim życiem i nie przejmował się tym, aż do dziś.
-Myślisz, że trzeba powiedzieć Zakonowi.
-Nie Ron. To nie jest dobry pomysł. Musimy to załatwić sami. Od wakacji niech każdy zdaje mi raport czy jest u was wszystko w porządku. Od tej pory trzymamy się razem.
-O nie!-krzyknęła Ava.
-Co jest Ava?-spytał Harry.
-Ciekawa jestem jak mam z wami się trzymać skoro mieszkam po za Anglią?-wykrzyknęła i pokazała focha.
-Nie martw się. Moi rodzicie cię lubią, więc zawsze możesz zostać na wakacje u nas, w Norze.-pocieszyła ją Ginny.
-Dzięki Gin.
                                                                          ****
   Express Hogwart dojechał na stację. Peron 9 i 3/4 wydawał się bardziej zaludniony niż ostatnio. Członkowie GD wysiadali właśnie z pociągu rozmawiając.
-No to zobaczymy się pod koniec wakacji.-odparł Ron.
-Tak. Kolejne "wspaniałe" wakacje z Dursley'ami. Zapowiada się ciekawie.
Na te słowa Ginny zrobiło się go żal. Miała ochotę wziąć Harrego  w intymne miejsce i powiedzieć jak bardzo go kocha, ale powstrzymała się. Tylko jednej osobie powiedziała, że czuje coś do chłopaka. Była to oczywiście Hermiona, bo kto inny. Dziewczyny czuły do siebie mocną wieź i nie kryły przed sobą tajemnic. Dzieliły się wszystkim. To samo miała Ava. Tak samo jak Ginny przyjaźniła się z blondynką.
-Pamiętaj ,że zawsze możesz do nas napisać. Mamy składać ci raport. Pamiętasz? Sam to wymyśliłeś-próbowała pocieszyć go brunetka..
-Tak.. tak. 
                                                                       ****
    Przyjaciele pożegnali się i kierowali do wyjścia. Ava wzięła swoją walizkę i przeszła przez wejście na peron dziewiąty. Stacja była bardzo zaludniona. Pewnie jest to przyczyną zaczynających się wakacji. Ava starała się znaleźć wyjście ale tłum ludzi nie pozwalał jej na to.  Dopiero p kilku minutach udało się. Tak dawno nie była w Londynie, że zapomniała jak wygląda parking zwykłych taksówek! Wiedziała jednak, że musiała udać się na lotnisko. Obiecała rodzinie, że wróci do nich na jakiś czas. Ogólnie to w Anglii nie czuła się samotnie. Miała tu znajomych i przyjaciół, na których mogła liczyć, a przede wszystkim zaufać. Nie przeszkadzało jej, aby zostać tu bardzo długo. Dziewczyna nie raz zastanawiała się nad przeprowadzką do Anglii. Poza tym mogłaby bez przerwy odwiedzać Ginny i Hermionę czy Harrego, który zawsze jest praktycznie sam w wakacje. Krótko mówiąc: Nie nudziła by się.  Bardzo się cieszyła, że pod koniec lata odwiedzi Weasley'ów. W sumie to nigdy u nich nie była, ale z opowiadań Hermiony i Harrego wiedziała się, że  Weasley'owie to bardzo kochająco i ciepła rodzina.
"Tak! To jest całkiem dobry pomysł!"-powiedziała w swoich myślach. Miała tu na myśli słowa Rona, który zaprosił ją do Nory.  Myśląc o końcówce lata wsiadła do żółtej taksówki.
-Gdzie panią zawieźć?-spytał taksówkarz.
-Na najbliższe lotnisko.-odparła.
Taksówkarz włączył silnik, a samochód oddalał się od dworca.
                                           

                                                                               

Uff! Wreszcie skończyłam ten rozdział!  Tak naprawdę miał być jutro, ale zdążyłam dziś. I znów plany padły z szablonem!! A z miesiąc czekałam! No nic! Trzeba znaleźć inną, dobrą szabloniarnię. Do zobaczenia w kolejnych rozdziałach!
                                                                                                    MagicWorld98
                                                                        

                                                                  

12.01.2017

ROZDZIAŁ 1

 
 
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
 
 
      Końcówka czerwca zbliżała się wielkimi krokami. Słońce górowało na niebie. Dziś był ostatni dzień szkoły dla najmłodszego rodzeństwa Pevensie. To dziś miało wrócić ich starsze rodzeństwo. Łucja była bardzo podekscytowana jednak Edmund nie podzielał jej zachwytu. Może przeszkadzało mu towarzystwo Eustachego, ale nie słyszał przynajmniej jak inni zachwycają się jego bratem. Jednak od jakiegoś czasu czuł tęsknotę za Piotrem i Zuzanną.
-Sądzisz, że się zmienili?-zapytała brata Łucja.
-Nie. Według mnie pozostali tacy jak byli przed naszym wyjazdem.- I tu się bardzo mylili.
    Rozmawiając tak szli wzdłuż szkolnego korytarza. Za pięć minut miał zabrzmieć dzwonek na ostatnią  w tym roku lekcję.  Łucja miała mieć obecnie geografię, a Edmund fizykę. Akurat tej lekcji młodszy Pevensie nigdy nie lubił, a i ten przedmiot nie był jego mocną stroną.  Z resztą co się dziwić. Chyba nikt nie przepada za tym przedmiotem
 
 
******
 
      W klasie było gorąco, a okna były otwarte na oścież. Młodszy Pevensie miał szczęście, że akurat siedział przy jednym z nich, ale mimo to błagalnie czekał na przerwę.
-Pevensie!-usłyszał głos za biurka nauczycielskiego. Natychmiast się ocknął i odwrócił w tamtą stronę.
-Tak, proszę pana?-spytał brunet.
-Odpowiedz mi na pytanie...- Nauczyciel chwilę się zamyślił i podrapał się po łysinie, zastanawiąjąc się nad pytaniem.-Jakie rodzaje posiada energia?
Edmund zastanawiał się nad  tym pytaniem. Już o tym kiedyś słyszał.
-Yyyy. To była energia kinetyczna i potencjalna, profesorze Andrew.
-Dobrze. Tym razem ci się upiekło.
Gdy nauczyciel skończył mówić zabrzmiał dzwonek, a uczniowie jakby na to czekając zaczęli wybiegać z klasy poza teren szkolny, aby kierować się do domów.
                                                            
                                                                         ******
    W Hogwarcie, aż huczało od gwaru . Dzisiejszego wieczora każdy z uczniów miał na twarzy uśmiech, gdyż za chwilę miała odbyć się uroczystość zakończenia roku szkolnego. Na sklepieniu w Wielkiej Sali roiło się od lewitujących świec. Na stołach znajdowało się wiele złotych mis, na których było pełno jedzenia, w tym słodyczy.
   Harry, Ron, Ava i Hermiona siedzieli przy stole gryfonów. Ich miny były nietęgie, chociaż że  dziś był ostatni dzień szkoły.
-Myślicie, że to dobry pomysł?-spytała Ava w stronę wybrańca.
-A istnieje inny?-odpowiedział na pytanie Harry.-Inaczej go nie pokonamy.
  Od jakiegoś czasu wielka czwórka rozmawiała o pokonaniu Czarnego Pana. Harry bardzo chciał ukończyć dzieło byłego dyrektora Hogwartu-Albusa Dumbledo'ra. Ava nic już nie mówiła, siedziała w ciszy.
-Moi drodzy.-Rozległ się głos profesor Mcgonagall.-Ostatnimi czasy miały miejsce niezwykłe wydarzenia. Po śmierci dyrektora podjęliśmy decyzję, że posadę dyrektora...-Tu nastała cisza, a na twarzy profesorki pojawił się smutna miny. Na pewno nikt się tego nie spodziewał.-.....przejmie profesor Severus Snape.
Zapadła cisza, nie było żadnych oklasków. Wielka czwórka popatrzyła na siebie. Nie mogła w to uwierzyć. Po chwili Mcgonagall zaczęła kontynuować swoją wypowiedź:
-Kontynuując ceremonię przejdźmy do rozdania punktów, a tym samym pucharu domów. Gryfindor 345 punktów, Hufflepuff 256punktów,Ravenclow 123 punkty, natomiast Slytherin....625 punktów. I to właśnie Slytherin dostaje w tym roku puchar domów.
  Ślizgoni zaczęli wiwatować i klaskać z radości. Chyba tylko oni w tym dniu mieli doskonały humor. Na twarzy przyszłego dyrektora namalował się uśmiech. Snape wstał i podszedł do Mcgonagall. Ona odeszła na swoje miejsce, a profesor zaczął przemawiać.
-Witam!-Powiedział z uśmiechem na twarzy.- Po pierwsze chciałbym pogratulować mojemu domu za to, że dostał Puchar Domów i zdobył tyle punktów. Po drugie to co mówiła Wasza pani profesor Mcgonagall to wszystko prawda. Od przyszłego roku to ja będę waszym dyrektorem. A teraz rozejdźcie się do swoich pokoi!-krzyknął






Hej! ;) Jak widzicie pojawił się pierwszy rozdział. Tak naprawdę nie miałam pomysłu jak go napisać (: i wyszło coś takiego i trochę powiało...nudą? Ale wiadomo, każdy początek jest nudny i trzeba przez niego przebrnąć. Kolejne rozdziały będą ciekawsze i .... Nie! Nie będę zdradzać!!! Do zobaczenia w kolejnym rozdziale. ;) 
                                                                                        
                                                                                                                Magic World98