9.06.2017

Rozdział 7

  Był upalny skwar. Takiego lata rodzeństwo Pevensie i Ava nie czuli już od  paru lat, a Londyn  nie oferuje zbytni ładnej, słonecznej pogody.  Praktycznie zawsze towarzyszy deszcz, a od czasu do czasy pojawia się słońce. Lecz w Narni jest zupełnie inaczej. Odkąd Jadis została pokonana od zawsze panuje tu lato, a upały nigdy nie mają końca. Choć od czasu do czasu może spaść  kilka kropel deszczu. Te zapachy morza, słońca  przypominały dzieciom prawdziwe wakacje. Promienie słoneczne padały wprost na ich twarze, a uśmiech nie znikał. Wokół nich był las , który dawał choć trochę chłodnego powietrza, aż chciało się żyć! Od paru godzin Piotr, Zuzanna, Edmund., Łucja oraz Avalon wędrowali i wspinali się po ciężkich skałach.
-Daleko jeszcze?-spytała najstarsza z córek Ewy.-Nie daje rady!
-Jeszcze trochę. Musimy dojść do źródła wody , a wtedy...
-A wtedy chyba cię  zabiję!-przerwała Piotrkowi Ava, która miała już dosyć chodzenia i wspinania się między paprociami i skałami.
- O co wam chodzi?- Wspaniały popatrzył ironicznie na dziewczynę.
-Wędrujemy od ponad dwóch godzin. Może pora już odpocząć?-zaproponowała łagodnym tonem.
- Niech wam będzie! W tym miejscu rozbijemy obóz. Trzeba się  sprężać, bo zaraz zapadnie zmierzch.
Na pomysł Piotra każdy pokiwał głową co miało oznaczać zgodę.
- To od czego mamy zacząć?- spytała Zuza.
-Ty wraz z Avą pójdziecie po wodę, a ja i Edmund po drewno na ognisko, a ty Łucja możesz poszukać coś d jedzenia.
-Zaraz, zaraz!-zawołała Avalon.- Po wodę? A nie możemy się zamienić rolami?-spytała zdesperowana. Wiedziała jakie są konsekwencje kiedy dotknie wody. Bracia odwrócili się zdziwioną miną i popatrzyli na brunetkę.
-Przecież to tylko woda.-powiedział Edmund.-Nic ci się nie stanie, najwyżej się zamoczysz.
-Ale ja nie mogę!-wykrzyknęła. Nie mogła zdradzić swojego sekretu.
-Niby czemu?-zapytał Piotr.
-Bo.... ja się boje wody.-odparła
Bracia się popatrzyli na nią jak na idiotkę. Czy ona postradała zmysły? pomyśleli.
-Woda nic ci nie zrobi, co najwyżej to zmoczy i tyle.

               
***
Z PERPEKTYWY AVALON
 
 
  Nie podobało mi się to. Starałam się przekonać Piotra, ale był na tyle uparty, że nic z tego nie wyszło. Szłyśmy już dobre dziesięć minut do morza.  Do moich nozdrzy docierał jego zapach, a do uszu odgłos opadających fal. Widok był niesamowity. Aż zaparło dech w piersiach!. Słońce znikało po za horyzontem ,a to oznaczało zbliżanie się zmierzchu.
- Dobra.-usłyszałam przyjaciółkę.-Bierzemy się do roboty.
-Co?-powiedziałam, a ona popatrzyła na mnie.
-Musimy przynieść wodę.
-Ach.-westchnęłam.- Tak, ale....
-Weź to.-Mówiąc to Zuzanna podała mi półmisek, który wyglądał jak skorupa żółwia. Był strasznie twardy i czułam jak drewno wbija mi się w opuszki palców. Starałam się wlać w to wodę. Jednak strach przed metamorfozą był tak wielki, że kucałam nad morzem jak sparaliżowana.
-Wszystko dobrze?-spytała Zuzanna, która miała już pół wody w wiadrze.
-Tak. Z kąd masz te wiadro?-zapytałam
-Nie daleko są ruiny wioski. Kiedy tam spacerowałam zauważyłam go. Proszę.-powiedziała i dała mi taki sam koszyk.-Wzięłam też dla ciebie.
-Dzięki.-popatrzyłam na nią, a ona odwróciła się i poszła w kierunku lasu z pełnym koszem wody.
-Dasz radę sama ?- pokiwałam głową w odpowiedzi. Zuzanny nie było widać, gdyż zniknęła za drzewami. To był idealny moment, aby użyć magii. Wyciągnęłam, więc prawą dłoń ku wodzie, a moje palce zaczęły się zginać i zmieniać kształt błękitnego płynu* w wielką kulę. Po paru minutach miałam tak jak Zuza pełne wiadro. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Próbowałam wstać ostrożnie, aby nie zamoczyć stóp i powoli zaczęłam chwytać wiadro. Szło mi całkiem dobrze dopóki nie u usłyszałam męskiego głosu:
-Pomóc ci?- powiedział ktoś miłym tonem. Jednak ku mojemu nieszczęściu wiadro upadło na piasek, a na moje palce  zaczęły kapać krople wody. Przeraziłam się. Świetnie! Jeszcze tego mi brakowało! Rozejrzałam się i zaczęłam biec jak najszybciej w stronę lasu, aby nie pokazać się  w prawdziwym kształcie. Upadłam wśród wielkich paproci ,a moje nogi zaczęły przeobrażać się w rybi ogon pokryty łuskami. To samo działo się z górną częścią ciała.  No pięknie!-pomyślałam. 
 
 
***
 
Z PERSPEKTYWY EDMUNDA
 
 Kiedy Zuzanna wróciła sama bez Avy zacząłem się o nią martwić. Niby nie znałem jej tak dobrze, ale mi to nie przeszkadzało. Czasami była miła, zabawna, a czasami wredna. Nie wiem czemu ale to jak potraktowała Piotra bardzo mi się podobało i zarazem zaimponowało.  Szedłem w stronę morza i zobaczyłem ją kucającą nad wodą. Próbowała stać, a jednocześnie chwytała za trzymankę srebnego wiadra. Pomyślałem, że podejdę do niej i pomogę. Tak właśnie uczyniłem to. Gdy byłem blisko niej zaoferowałem jej pomoc krzycząc. Jednak ona pobiegła w stronę lasu, a ja zaczołęm za nią biec. Jej sylwetka zniknęła gdzieś na skraju lasu.
-Ava, Ava!-nawoływałem, ale nic to nie dało. Normalnie zapadła mi się pod ziemię. Postanowiłem iść w miejsce, w którym zniknęła. Gdy tak szedłem czułem jak krzewy i paprocie ocierają mi się o nogi. Będę je miał poranione i brudne ale to w końcu urok lasu. Nagle zauważyłem coś w krzakach. Było durze i przypominało ogon ryby. Trochę się przestraszyłem ale szedłem dalej. I to co ujrzałem zmroziło mi krew w żyłach. Dosłownie przed moimi oczami leżała Ava ale nie jako człowiek tylko jako ryba. Byłem w szoku. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.  Dziewczyna popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem jakby chciała coś mi powiedzieć ale zamilkła.
- Jak to zrobiłaś?-spytałem ją.
                                                                           
*płynu- bohaterka miała na myśli wodę
 
 
****
 Witam! Wiem ,że rozdział wyszedł trochę jak masło maślane ale tak miały potoczyć się losy bohaterów. Tylko teraz pozostają pytania:  W co przeobraziła się Ava? Jak zareagował Edmund?
Odpowiedzi ukażą się w następnej notce! <3

 
 


 
 

 



 
 
 
 
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz